Pierwszy lot moim śmigłowcem rzeczywiście odbył się na oryginalnej aparaturze, czyli na zestawie tak jak wszystko było w pudełku.
Niestety, ponieważ jak już pisałem wcześniej jestem "w gorącej wodzie kąpany" nie chciało mi się szukać idealnego miejsca do latania śmigłowcem. Postanowiłem sprawdzić się na moim starym miejscu wzlotów gdzie ujarzmiałem Minimaga.
Jedyne co zapamiętałem z porad kolegi Sławka to to, że wiatr generalnie nie sprzyja lotom, zwłaszcza początkującym. Posłuchałem tej rady, ale mimo wszystko nie poszło najlepiej.
Miejsca było mało. Brak doświadczenia, stres oraz dodatkowo obawa o znajome osoby, które chciały obejrzeć moje próby. Podjąłem wszelkie środki ostrożności, aby moje pierwsze loty nie wyrządziły nikomu krzywdy.. Pamiętajcie!!! Modele zdalnie sterowane tej wielkości, zwłaszcza helikoptery to latające maszynki do mięsa. Uważajcie na siebie i osoby, które mogą znaleźć się w pobliżu!!! Uff, ostrzegałem :)
Popatrzcie.
Właściwie udało mi się podnieść Belt-a na kilkanaście sekund dwukrotnie. Potem zawadziłem ogonem o rosnące na skraju drogi wysokie badyle, i bum. Okazało się, że wtedy właśnie straciłem jeden z elementów, zębatki przenoszącej paskiem zębatym napęd do śmigła ogonowego. Koniec latania... pora zamówić zamiennik.
Po remoncie i wymianie odbiornika na moją Futabę, postanowiłem sprawić sobie również podwozie treningowe. Zabrałem helika na "weekend na wsi", i postanowiłem w spokoju potrenować.
Akurat feralnie się złożyło bo przez cały weekend wiał wiatr i miałem naturalną przeszkodę. Ale próbowałem. Było nawet nieźle, ale finalnie i tak udało mi się połamać łopaty oraz skrzywić wał główny. Znowu helik do remontu :(